Dzień z "Echo", Lordsett Enola Gay

o rasie » Dzień ze springer spanielem » Dzień z "Echo", Lordsett Enola Gay

Dziś jest niedziela, dzień wolny od pracy, człowiek chciałby sobie pospać, szczególnie taki człowiek (czyli ja), który poprzedniego dnia siedział w pracy 10h. No niestety już o 7:30 (wtedy zwykle wstajemy w tygodniu) słychać „tup tup tup, tup tup tup” i pazurki na podłodze, i tak z jednej na drugą stronę łóżka, przy okazji zimny nosek szturchnie jakąś część ciała leżącą bliżej łóżka, „halo halo, ja tu jestem kto się wcześniej obudzi” zdaje się mówić ten nosek. Budzę się oczywiście ja i odsyłam piesę na miejsce, średnio mam wtedy jakieś 15min drzemki, bo snem tego już nazwać nie można. Po tym czasie do tuptania i szturchania dochodzi piszczenie „mamo, tato, ja tu jestem i umieram z głodu!” Idąc do łazienki towarzyszy mi podskakujący do tyłu pieseczek (naprawdę tak się da), potem bardzo szybki spacerek i jeszcze szybszy powrót na to upragnione śniadanko, w drodze do miski oprócz skaczących półobrotów towarzyszy nam śpiewanie (odgłos którego inaczej opisać nie umiem). No i jest, nareszcie to upragnione jedzonko na które tak długo czekała, a które znika w ciągu 30sek. Teraz mamy chwilę czasu dla siebie, nie za długo bo Echo musi jakąś częścią ciała być przy nas, zwykle przynosi nam zabawki i dość nachalnie prosi o zabawę, i nie 15min jej nie wystarczy, najlepiej żeby szarpanie u rzucanie pullera trwało cały dzień. Dobrze, że mamy przećwiczoną komendę „na miejsce” :D.

Jako, że jest niedziela to wybieramy się na długi spacer, w góry. Do tego potrzebny nam sprzęt dogtrekkingowy czyli szelki, pas i smycz z amortyzatorem, jego wyciągnięcie z szafy równa się niepohamowanej radości okazywanej oczywiście podskakiwaniem i „śpiewaniem”. Na początku trasy nasz zaledwie 17kg pieseczek ciągnie jak parowóz, czasem myślę, że jestem właścicielką Springera z duszą Huskiego i zastanawiam się czy nie zapisać jej na zajęcia z zaprzęgów :D Kiedy już jesteśmy w bezpiecznej odległości od drogi, możemy ją puścić ze smyczy i większość naszej wędrówki wygląda tak, że piesio hasa na około nas wciskając nam co chwilę patyczki do rąk lub po prostu przybiegając co ok. 10sek i meldując się „jestem tu, pamiętasz? Zróbmy coś”. Kolejną „atrakcją” spaceru, czy pies jest na smyczy czy nie to wyszukiwanie rzeczy potencjalnie zjadliwych czyli w sumie wszystkich (jadalnych i niejadalnych) zanim pies je znajdzie i zje. Tak schodzi nam 5h wędrówki, podczas kiedy my przechodzimy 13km ona robi jakieś 20 ;) Przeciętny człowiek pomyślałby sobie, że po takim dystansie każdy pies byłby zmęczony, nic bardziej mysiego, springery (przynajmniej nasz) się nie męczą, nie ma znaczenia czy przejdzie 1km czy 20km, cały czas jest tak samo aktywna i chętna do zabawy! Tak więc po 5h w górach wracamy do domu we względnym spokoju, te 30min jazdy spokojnie wystarczy, żeby zregenerować siły spaniela (chociaż śpi raczej ze znudzenia niż zmęczenia) i kiedy wchodzimy do domu, pierwsze co robi to biegnie po zabawkę i wpycha nam ją w ręce. Mogłaby się tak bawić aż do pójścia spać, oczywiście z przerwą na drugi najważniejszy punkt dnia (zaraz po śniadaniu) czyli kolację. Na szczęście jako bardzo grzeczny piesek, Echo wie, że po wieczornym spacerze idzie się prosto do legowiska i zasypia.

Tak oto wygląda nasz dzień ze Springerem, dodam jeszcze, że na co dzień jest naszym cieniem, krzątając się po domu zawsze trzeba mieć na uwadze psa który może się położyć centymetr za nami więc nigdy ale to nigdy mając Springera nie cofajcie się do tyłu bez oglądnięcia się za siebie.

Z pozdrowieniami, właściciele „Echo” Lordsett Enola Gay bez której dzień by był zwyczajnie nudny !

Facebook